Sławetny Jan Kiesling i Katarzyna Groth
Rozpoczęcie budowy domu było niezwykle ważnym momentem w historii tykocińskiej rodziny o cudzoziemskim, choć spolszczonym nazwisku Kizling (w wymowie również Kiźlink). Rodzina pochodziła z Saksonii, skąd niejaki Jan Kiesling przybył w młodym wieku do Tykocina z grupą saksońskich rzemieślników kunsztu mularskiego, tu nauczył się zawodu i tu, już jako „Sławetny Jan Kiesling” w roku 1808 w wieku 23 lat wstąpił w związek małżeński z Katarzyną Groth - jak czytamy w "Aktach Zaślubionych Chrześcijan Gminy Tykocin w latach 1808-1809".
Oprócz środków na utrzymanie musiał on zapewnić swej rodzinie jakiś dach nad głową, mógł to być własny dom. Czy dom ten znajdował się w rynku? Oto pytanie…
Maksymilian Kizling i Konstancja Korżyńska
Decyzja budowy domu przy Nowym Rynku ( dziś Plac Czarnieckiego) podjęta została przez Maksymiliana Kizlinga (wnuka Jana Kieslinga) w końcu XIX wieku i miała związek z zaślubinami i założeniem rodziny. Świadczą o tym konkretne i ciekawe informacje utrwalone w rodzinnym przekazie. Maksymilian zdecydował się zakupić plac nad rzeką przy rynku, na którym znajdowało się ‘kukrzysko” – czyli, mówiąc po tykocińsku, ruiny, pozostałości jakiegoś bardzo dawnego domu postawionego tu jeszcze przez Branickich. Plac ten wybrany został nie przypadkiem, gdyż poza atrakcyjnym położeniem w centrum dzielnicy katolickiej – jak twierdzi wnuczka Maksymiliana i obecna właścicielka, Alicja Matusiewicz, znajdował się on obok domu , w którym mieszkali „starzy Kizlingowie”(obecny dom nr 8, ten z saidingiem) Dom rodziców posłużył za wzór, według którego wybudowano nowy, co dobrze widać na starych zdjęciach Placu. Aż do końca II wojny światowej znajdowały się na rynku obok siebie dwa identyczne domy, różniące się tym, że starszy miał dwa okna w szczycie i nie posiadał bocznego wjazdu na podwórko – funkcję wjazdu pełniła szeroka przelotowa sień.
Dom wybudowany przez Maksymiliana Kizlinga (numer 10) schowany jest za drzewami. Widoczny dom z gankiem to dom "starych Kizlinków". Zdjecie z początku XX w.
Prawdopodobnie po śmierci rodziców Maksymiliana starszy dom został sprzedany. Nabyła go rodzina żydowska. Wraz z domem, na prośbę nowego właściciela, Maksymilian odsprzedał również część gruntu od wschodniej strony domu, zapewniając sąsiadowi wygodny wjazd na podwórko.
Rodzina Kizlingów zamieszkała w nowym domu. Żona Maksymiliana, Konstancja (ur. w 1857 roku), córka młynarza, Jana Korzyńskiego, właściciela młyna wodnego Kiermusach pod Tykocinem i Marcjanny z Pilisów, urodziła czterech synów i trzy córki, z których dwie umarły bardzo młodo, a jeden chłopczyk zmarł w wieku niemowlęcym.
Za ocean…i z powrotem
Rodzina Maksymiliana zdecydowała się na wyjazd za ocean w poszukiwaniu lepszych warunków życia, które w zaborze rosyjskim nie były najłatwiejsze. Maksymilian miał coraz większe trudności ze znalezieniem pracy.W Polsce urodzili się Leonia, Karol i Ludwik. W Nowym Jorku przyszedł na świat Jaś, który zmarł jako niemowlę, potem Antoni, Maria i Michalina.
W USA pozostali na stałe trzej synowie – Antoni, Karol i Ludwik Kizlingowie, którzy zmienili nazwisko na Kissling i zatrudnili się w fabryce samochodów Forda.
Karol Kissling z małżonką. Zdjęcie zrobione u nowojorskiego fotografa
Maksymilianowi niezbyt wiodło się w interesach. Konstancja kilka razy wracała z dziećmi „przez zieloną granicę” doglądać domu częściowo wynajętego lokatorom i w końcu została w Tykocinie. W roku 1905 zmarła 17-letnia Leonia i matka jej od tej pory już nie zdjęła żałoby. W roku 1920 odeszła chora na gruźlicę 24-letnia Michalinka.
Maksymilian Kizling zmarł w Nowym Jorku i spoczął na tamtejszym cmentarzu.
Tykocińskie losy rodziny i nazwiska
Maksymilian Kizling miał dwu braci, Stanisława i Edmunda. Pierwszy miał dom i sklep na Nowym Mieście przy placyku, gdzie znajduje się pomnik Orła Białego (później tzw.dom Karnawalskich).
Ganek domu Stanisława Kizlinga przy pomniku Orła Białego, lata dwudzieste XX wieku.
Na zdjęciu po prawej: tabliczka z napisem Nr 72 Stanisław Kizling
Edmund uważany był za „pędziwiatra” i obieżyświata, odwiedził nawet Chiny, skąd nadsyłał kartki pocztowe i lakoniczne informacje. Nie wiadomo, czy bracia ci mieli rodziny (Edmund raczej nie).
Pocztówki wysłane przez Edmunda Kisslinga
Narzeczona komendanta
Maria Kizling z mężem Władysławem Maliszewskim
W 1923 roku Maria Kiźlinkówna i Władysław Maliszewski stanęli na ślubnym kobiercu.
Władysław Maliszewski w policyjnym mundurze (lata dwudzieste XXwieku)
Rok 1918 w rodzinnych opowieściach Kizlingów i Maliszewskich jest wielki i przełomowy. Zarówno dla rodziny, jak i dla Tykocina. Jest to czas pełen gwałtownych i niezwykłych, lecz prawdziwych wypadków, brzmiących jak legenda. Władek Maliszewski – brat Romci, Jasi, Stasi i Natalci miał wówczas 25 lat.Był komendantem Polskiej Organizacji Wojskowej w Tykocinie.
W przywoływanych wspomnieniach pojawia się lodownia na Glinkach, gdzie odbywały się tajne ćwiczenia w strzelaniu, jest ukrywanie broni, są aresztowania i ucieczki, jest też komendant POW, którego kilkunastoletnia Marysia Kizling (późniejsza żona) widziała dwukrotnie w zupełnie odmiennych okolicznościach: raz skrępowanego na furmance w drodze do więzienia w Mazowiecku („Patrz Marysiu, jak Niemcy męczą Polaków”-mówiła do córki Konstancja Kiźlinkowa) , drugi raz, z okna – dnia 11 listopada 1918 roku na koniu, wjeżdżającego na Rynek wolnego już Tykocina po rozbrojeniu Niemców z biało-czerwoną flagą, którą zatknął na domu pod drugiej stronie placu. Przez miesiąc Władysław Maliszewski był komisarzem miasta. Brał udział w wojnie 1920-roku, był ranny pod Kijowem.
Są rozbieżności w dacie wzniesienia pomnika Orła Białego przez Władysława Maliszewskiego i jego kolegów z POW, wiadomo, że pomnik był drewniany i postawiony został na placyku przy ulicy Białostockiej przemianowanej w czasie tych wielkich wydarzeń na ulicę 11 Listopada. Duch wyzwolenia i symbole narodowe przepełniały atmosferę domu na Glinkach. Z tego czasu pochodzi obraz pędzla Jasi Maliszewskiej przedstawiający Orła rozrywającego łańcuchy, orły w koronie wyszywała też siostra Władka na chorągwiach kościelnych, noszonych podczas procesji za czasów wszystkich okupantów i za PRL-u.