Parafrazując Brunona Schulza...
Na sennej i odrętwiałej od upału ulicy Złotej, naprzeciw sklepu kolonialnego gdzie od miesięcy nie przejechał ani jeden samochód, a mieszkańcy przestali wychodzić ze swych domostw, turyści niby muchy w miodzie snuli się ( w tym upale) nie wiedząc co począć i dokąd się udać, ze sklepu wyszły w skromnych na pozór strojach subiektki - Bianka, Adela i Polda paląc długie cygaretki. Rozpoczęło się cokolwiek dziwne misterium przecięcia wstęgi...Potem odczytano program festiwalu, w pozycji wpółleżącej...
A turyści przystawali od niechcenia, śpiąc...
Wino iskrzyło się różowo w kryształowej karafce ...
MM
fot. Marcin Kwiatkowski
Opracowanie reżyserskie inauguracji Janusz Kozłowski