4 Lipca 2007

kryminał

403__medium_.jpgDOM KRYMINALISTÓW

 

Na zdjęciu jest ostatni z  kryminalistów, który mieszkał na stałe w Tykocinie. Nic dziwnego, że moja córka Justyna go nie poznała, bo na wszystkich innych zdjęciach był zawsze elegancki, chciałoby się rzec - dystyngowany. A tu raptem jakiś obdartus, nieogolony, widać, że brudny w wyświechtanej kurtce.

To zdjęcie więzienne.

Po wojnie, wiele oddziałów partyzanckich nie złożyło broni. Krążyli wokół Tykocina. Potrzebowali lekarstw, a Zygmunt, który doświadczył już władzy radzieckiej w początkach kształtowania się Rosji Radzieckiej, chętnie im pomagał. Za to go młoda władza ludowa zamknęła. Siedział (zima na słomie, w więc luksusowo) ponad pół roku w więzieniu w  Łapach.

Wandzia robiła w tym czasie w Warszawie wszystko aby go uwolnić. Wreszcie zdesperowana pojechała do Tykocina aby powiedzieć swojej matce, że wszystkie starania nie odniósł żadnego skutku.

Serafina i Wandzia siedziały smutne, ogarnięte beznadzieją gdy raptem … pojawił się.

Wesoły – wtedy blisko 80-letni starzec – z napoczętą litrową flaszką samogonu w ręku.

Okazało się, że zwolniono go trzy dni wcześniej ( gdy Władzia jeszcze pukała bezskutecznie do wszystkich drzwi w Warszawie) i wracał na piechotę z łap do Tykocina. Już za Jeżewem spotkał jadącego furą znajomego gospodarza z tzw. „kolonii” pod Tykocinem. Jakże ten się ucieszył! Zabrał pana Doktora( bo takj w Tykocinie mówiono do aptekarza) na furkę i zawiózł go prościutko… na wesele swojej córki. Tam wszyscy się ucieszyli, ze „pan doktor przyjął zaproszenie.

Wygłodzony, zmaltretowany więzieniem, ciężko chory starzec musiał pić i „szampańsko bawić się przez dwa dni.

Dopiero trzeciego dnia udało mu się uciec. Zabrał ze sobą pół litra, aby nie zamarznąć.

Jednak przestępstwa wobec panującej władzy,. Były z tym domem zrośnięte i chyba były kontynuowane jeszcze w drugiej połowie XX w.

Gdy mała, wówczas może ośmioletnia moja córka- Justyna- po raz pierwszy dostrzegła to zdjęcie, spytała:

- Kto to?

-Mój Dziadzio – odpowiedziałem zgodnie z prawdą

- A dlaczego on ma taki numer nad głową?

- Bo to jest zdjęcie więzienne – mój głos stał się ponury.

- To mój pradziadek był w więzieniu – spytała, tym razem już z przerażeniem w głosie, kładąc nacisk na słowo „mój”.

- Był. – Mrokiem to słowo spowite było

- A Babcia?

- Siedziała w Gestapo na Szucha – ciemność w moim głosie jeszcze się pogłębiła.

- A twoja Ciotka Tatusiu- z nadzieja na inna odpowiedź pytała Justyna.

- Półtora roku w Oświęcimiu i w Ravensbruck – ten Oświęcim i  Ravensbrucki nic dla mojej małej córki nie wtedy jeszcze nie znaczyły, ale przestraszyła się jeszcze bardziej,

-A wujek Jurek? – dziecko wyraźnie szukało jakiegoś ratunku.

- Dostał karę śmierci. Od ogłoszenia wyroku trzymali go trzy lata. Potem go puścili – to brzmiało już niemal radośnie.

-A ty…? – na wszelki wypadek, ale już cicho i ze spuszczona główką, brnął w beznadzieję mały człowieczek

- Cztery razy – ucieszyłem się

-Tatusiu – była nie na żarty przestraszona – to czy my… czy my… - zacukało się dziecko – Czy my jesteśmy rodzina kryminalistów?

 

 

ZYGMUNT KOŚCIELSKI