Powiązana z tą tragiczną wywózką jest historia... pieca w domu przy Placu Czarnieckiego 10. Piec został przebudowany przez Filipa Schweigera, komendanta żandarmerii niemieckiej, który wraz z żoną Ewa przez pewien czas wynajmował pokój w domu Marii Maliszewskiej. Wkrótce na polecenie władz niemieckich przeniósł się na plebanię - ze względów bezpieczeństwa. Na plebanii w czasie okupacji mieściła się radiostacja i zakonspirowany punkt kontaktowy AK. Schweiger pomagał Polakom, zaprzyjaźnił się z księżmi, proboszczem Julianem Łosiewskim - kapelanem AK, Czesław Brulińskim i księdzem Kaczyńskim. Po śmierci leutnanta, która nastąpiła w wyniku pomyłki ( celem ataku partyzantów był nadkomendant Prus Nowowschodnich, Erich Koch ) Niemcy w odwecie deportowali do obozów zagłady dorosłych mieszkańców Tykocina i okolicznych miejscowości. Na skwerze pod pomnikiem Czarnieckiego wśród mieszkańców oczekujących na deportację znalazła się też Maria Maliszewska ze starszą córką Alicją i synem Tadeuszem. W domu została 10-letnia córka Wanda i niepełnosprawna matka. Rodzinie udało się ocaleć. Rodzina zaopiekował się też dziewczynką, której matkę wywieziono.
Historia pieca Filipa Schweigera opowiedziana została na wystawie "133 opowieści. Tykocin w latach 1885-2018". Piec jest jednym z eksponatów.
Na zdjęciu z 1947 roku : Maria Maliszewska, od lewej Wanda Maliszewska, Tadeusz i Alicja.