Najbliższym miejscem, skąd można było wziąć naftę, był magazyn spółdzielni rolniczo-handlowej na rogu ul. Jordyka, stąd pojawia się temat klucza do spółdzielni, który znajdował się u kierownika, Hilarego Buchowieckiego, albo u Tadeusza Maliszewskiego, magazyniera, zamieszkałego przy Placu Czarnieckiego 12. Komendant posterunku tak tę sytuację relacjonuje :
/.../ „żądając kluczy od kierownika sklepu, celem wzięcia nafty i podpalenia posterunku, czego nie mogli zrobić, gdyż stale byli rażeni ogniem./.../ Prosimy o pomoc, przysłania większej ilości ludzi gdyż spodziewamy się ponownego najścia na Posterunek, co może nastąpić nocy przyszłej, gdyż odchodząc akowcy krzyknęli: „wszystko jedno posterunek spalimy.” „( Komendant Posterunku MO w T. J.Jakowlew, Do PUBP w Wys.-Maz,2 sierpnia 1945)
Drugi atak nastąpił miesiąc później, w nocy z 30 na 31 sierpnia 1945 roku.
Plan natarcia na posterunek przygotował szef okręgowego oddziału PAS Narodowego Zjednoczenia Wojskowego , Stefan Lenczewski ps. „Trzask” wraz z Ignacym Babińskim, „Kmicicem”, on też dowodził akcją. Dowódcą drużyny szturmowej, która miała wedrzeć się do budynku został na ochotnika Lucjan Grabowski z Kapic, ps. „Wybicki”., dowódca II Kompani NZW. Jedną z grup dowodził Dominik Kalinowski „Blask”. Do żołnierzy NZW dołączyła także dobrze uzbrojona grupa WiN-u , jak relacjonuje Grabowski w spisanym wiele lat potem pamiętniku. Jako najmłodszy, 20-letni dowódca był dumny z tego, że dowodzi akcją bojową. W ataku brał udział także jego młodszy brat, Piotr, który „rwał się do walki i błagał, żeby go zabrać”. W ataku uczestniczył również Henryk Sikorski „Gryf” z czteroosobowym oddziałem. Lucjan Grabowski twierdzi, że atakujący oddział liczył ogółem 146 ludzi.
Nie mogąc zdobyć budynku bronionego zaciekle z okien pierwszego piętra, napastnicy wtoczyli do środka dwie beczki nafty z magazynu spółdzielni rolniczo-handlowej i podpalili budynek, jednak milicjanci bronili się nadal. Poddali się, gdy dach zaczął się zapadać. Wówczas dwu z nich, Stanisława Rzepkowskiego i Władysława Buraka partyzanci rozstrzelali. Napastnicy nie ponieśli start śmiertelnych. Ciężko ranny w nogę został jedynie dowódca ataku, Stefan Lenczewski. Rana okazała się śmiertelna w inny sposób, uniemożliwiała przemieszczanie i skuteczne ukrywanie się przed UB, które dwa miesiące później okrążyło rannego w jego kryjówce na rozlewiskach Narwi w Rzędzianach. Lenczewski popełnił samobójstwo.
Mieszkańcy Tykocina, którzy obserwowali zajścia na placu Czarnieckiego zza firanek i całą noc nie zmrużyli oka, do dzisiejszego dnia uważają spalenie budynku magistratu za czyn karygodny, był to bowiem piękny i okazały budynek, ozdoba miasta, ze wspaniałymi schodami, a wewnątrz nawet znajdowały się parkiety. Bardzo przydałby się dziś Tykocinowi.
Maria Markiewicz